Minął prawie rok odkąd udzielałam się tutaj, wiecie...sytuacja na świecie nie
jest najlepsza, poza tym nie sądze by blog ten cieszył się szczególną
popularnością...ale może ktoś kiedyś wpadnie na niego przypadkiem podczas
przeszukiwania sieci na opisywane tutaj figurkowe klimaty... Od początku tego
roku (który w moim zamyśle miał być lepszy-szczepionki, odporność stadna itp,
itd...) moją pasją stały się figurki Star Wars, szczególnie te od Bandai i
Hasbro z linii Black Series. Może i jestem ignorantką, ale bardzo lubię trylogię
sequeli, więc oczywistym stało się dla mnie, że muszę mieć Rey i Kylo
(#teamreylo).
Kylo od Bandai szedł do mnie z Japonii, dokładnie miesiąc. Uważam, że S.H.
Figuarts zrobiło najlepszą robotę z podobieństwem twarzy właśnie w drugiej
odsłonie postaci, z Last Jedi. Kylo z Black Series nie jest realistyczny- a na tym
zawsze mi najbardziej zależy. Figurka dobrze komponuje się z tymi z Hasbro na
półce, jeśli chcielibyście wiedzieć.
Figurka posiada wiele par wymiennych rąk z rożnymi gestami, jeden miecz świetlny
zapalony, dwa niezapalone (jeden z możliwością zaczepienia przy pasku) oraz
wymienną zamaskowaną głowę, z możliwością wyjęcia części szyii, tak by zamienić
ją w sam hełm. Artykulacja jest rewelacyjna, jednak jointy rąk bardzo trudno
wskakują na miejsce przy ich wymianie, jest to po prostu ciężko zrobić, co
utrudnia zabawę z pozami i zdjęciami.
Za sam wygląd daję ocenę
9/10 (pod pewnymi kątami face sculpt bardziej lub mniej
przypomina Adama Drivera), artykulację na
10/10 jednak największym problemem i
wadą figurki jest trudność wymiany rąk. Ogólnie podsumowując: daję solidne
7/10.